poniedziałek, 2 listopada 2009

Dziś i jutro

No tak.. miałam pisać regularnie. Trochę czasu mi brakuje:( A w dodatku nie jestem wcale zachwycona faktem, że się jeszcze nie zebrałam do zmniejszenia dziennej dawki kalorii.

Jutro... Mówienie "jutro" jest niebezpieczne. "Jutro" oznacza "już nie dzisiaj" i gdy przyjmuje się taką strategię, coraz mniej robi się "już dzisiaj". Wszystko można odłożyć jeszcze o jeden dzień. "Jutro też jest dzień" - mówi się. Ale w odchudzaniu nie ma "jutro". Jeżeli dziś nie pójdę biegać, przytyję! Jeżeli dziś zjem 200kcal za dużo - przytyję! Może nie dziś, ale jutro na pewno, przytyję! Dlatego dziś nie mówię "jutro". Mam tylko nadzieję, że jutro powiem "dziś".

środa, 22 lipca 2009

O mnie słów kilka

Moja "przygoda" z ED rozpoczęła się 4 lata temu. Byłam wtedy w 2. klasie liceum. Zawsze miałam lekką nadwagę ale nie byłam otyła. Wszystko zaczęło się na początku roku, w zimie, choć wtedy jeszcze nie wiedziałam, że się odchudzam. Były ferie zimowe. Pojechałam z rodzicami na Słowację na snowboard. Jeździłam od świtu do zmierzchu, więc siłą rzeczy musiałam schudnąć. Byliśmy zameldowani w fajnym hotelu, z dwoma posiłkami dziennie w formie "szwedzki stół", a więc bierzesz co chcesz, ile chcesz.. i pamiętam, że był duży wybór i sporo dobrych rzeczy, czasem potraw regionalnych. I pamiętam dokładnie jak siedziałam przy stole, gdzie wszyscy zajadają się "knedliczkami" z truskawkami, a ja wybrałam gotowane warzywa, ryż, surówkę. Dopiero gdy mi zrobili smak, spróbowałam, ale na stole wciąż był temat, aby nie zjeść za dużo, bo to tuczące. Patrząc z perspektywy, widzę że to właśnie wtedy zaszła we mnie jakaś zmiana. W mózgu przeskoczył jakiś trybik, i od tamtej pory miałam już nigdy więcej nie traktować jedzenia normalnie.

Po powrocie z ferii euforia! Schudłam do 60kg. No to nie można tego zaprzepaścić. Trzeba utrzymać ten stan, a nie ma lepszego sposobu na odchudzanie niż bieganie. Wcześniej nienawidziłam biegania. W ogóle nie bardzo lubiłam się ruszać, ale bieganie całkiem mnie odrzucało. Ale teraz miało się stać moim wybawieniem, moim biletem do szczęścia. Tak więc przestało mnie obchodzić czy jest zimno, ciemno, śnieg pada, plucha.. Nie było wymówek, codziennie wieczorem wychodziłam na krótki jogging (ok 20-30min). Ale wiadomo, ruch to nie wszystko. Zaczęłam dokładnie spisywać wszystko co trafiło w ciągu dnia do mojego żołądka. Pomidor, jabłko, jogurt... Później starałam się zmniejszyć ilość rzeczy trafiających na tą listę, a wkońcu przy produktach zaczęły pojawiać się kalorie. Po jakimś czasie nie musiałam już sprawdzać. Znałam wszystkie wartości na pamięć. Spisywałam, liczyłam, załamywałam się, obiecywałam poprawę. I dotrzymywałam słowa. To niesamowite, jak wiele radości przynosiły mi małe sukcesy w stylu "dziś zjadłam mniej o 50kcal niż wczoraj!:)" albo "dziś biegałam 10 minut dłużej!:)". Już na samym początku znalazłam blogi dziewczyn piszących o anoreksji i o własnych walkach z kilogramami. Zaczęłam oglądać zdjęcia szczupłych i chudych modelek i gwiazd, zafascynowała mnie Mary-Kate Olsen. W jakimś artykule w internecie przytoczyli wypowiedź kelnera z restauracji, w której jadała i powiedział, że zamówiła sobie pomidora, po czym pokroiła go na 6 części i miała problem z jego zjedzeniem. Byłam pełna podziwu. Postawiłam sobie za cel, że będę dążyła do tego, żeby jeść jak ona. I wiele razy moje śniadanie przed pójściem do szkoły wyglądało dokładnie, jak to opisał kelner MK.

To wszystko było takie proste i niewymuszone. Nie zdawałam sobie wtedy za nic sprawy z tego, że mogę mieć anoreksję. No jak to, ja, zawsze najgrubsza w klasie od podstawówki po liceum, ja i anoreksja? Nie pamiętam już, kiedy zaczęłam zdawać sobie sprawę. W każdym razie dużo czasu minęło, zanim to sobie tak w pełni uświadomiłam. A jak już sobie uświadomiłam to nie chciałam się z nią rozstawać. Ale tak jakoś wszystko się potoczyło, że zanim trafiłam do szpitala, sama zaczęłam jeść (po 2 latach wagi między 39-49). Naciski rodziców, straszenie psychologami, przeszywający wzrok członków dalszej rodziny, zagubienie.. Nie wytrzymalam tego wszystkiego. Dla świętego spokoju chyba zaczęłam jeść. Zrozpaczona przybywającymi kilogramami wciąż jadłam i nie potrafiłam przestać. Aż wstyd się do tego przyznać. No i w ciągu 1,5 roku waga wzrosła do 75kg, a potem do 85. Nieźle się załatwiłam. A to wszystko tak szybko się dzieje. Straciłam kontrolę, ochotę na bieganie, silną wolę. Zaprzepaściłam wszystko, na co tak ciężko pracowałam przez ponad 2 lata.

Powoli zaczęłam się podnosić z tego dna bez dna. Po drodze zaliczyłam miesiąc bulimii, bo choć nigdy wcześniej nie udało mi się sprowokować wymiotów, tym razem byłam tak zdeterminowana, że się nauczyłam. Przez cały miesiąc dzień w dzień najpierw jogging po najgorsze rzeczy, których odmawiałam sobie przez 3 lata (słodycze), a potem in & out, in & out.

Po miesiącu przestawiłam się na restrykcję. Już od miesiąca ograniczam jedzenie. Znów wyrzuciłam z diety pewne rzeczy. Znów pewnych rzeczy się boję. Przyjęłam nową strategię: staram się nie myśleć o rzeczach, których jeść mi nie wolno. Gdy o nich nie myślę, nie mam na nie ochoty. Nie pozwalam sobie mieć na nie ochoty. Jeżeli sobie na cokolwiek pozwolę, chociażby na myślenie o czymś czego nie powinnam jeść, to zaryzykuję powrót do nawyków sprzed miesiąca. Teraz czuję się silniejsza. Mam już pewną kontrolę nad tym co robię i nad tym co jem. Znów biegam. Na razie krótkie dystanse, ale mam nadzieję, że wrócę do biegania 1-1,5h, jak za moich najlepszych dni. Jedzenie już mnie tak bardzo nie kusi jak wcześniej. Znów stało się wrogiem, którego najlepiej unikać. Przede mną roztacza się świetlana przyszłość, w której widzę siebie znów ważącą poniżej 50kg. Startuję z 79-80kg. Ale wierzę że wrócę do mojej idealnej wagi. W końcu nikt mnie jeszcze z anoreksji nie wyleczył.

poniedziałek, 20 lipca 2009

Intro

Witam wszystkich, którzy zapuścili się w ciemne czeluści mojego bloga:)
Założyłam go po to, aby pomógł mi na drodze do celu, a także po to, aby poznać osoby, które borykają się z podobnymi problemami, które dobrze rozumieją jak wygląda życie z ED. Także zapraszam do dzielenia się historiami, sukcesami, porażkami, wrażeniami. W następnych notkach napiszę o sobie coś więcej.

W tym miejscu chcę też podkreślić, że nie jest to blog promujący ED w żaden sposób. Anoreksja, bulimia itp. to choroby, które prowadzą do wyniszczenia i wyczerpania organizmu a w konsekwencji do śmierci. Jeżeli zamieszczone tu materiały mogą wpłynąć na ciebie negatywnie, najlepiej opuść bloga. Jesteś tu na własną odpowiedzialność.
 
Twój Strażnik wagi

Najlepsze strony i blogi o odchudzaniu.